Przez całe życie słyszałam, że muszę być silna. Że świat wymaga walki, stawiania granic, udowadniania swojej wartości. Bycie delikatną, łagodną, ufną – to wszystko miało oznaczać słabość. A ja, chcąc odnaleźć się w rzeczywistości, próbowałam dostosować się do tych oczekiwań. Budowałam pancerz, chowałam swoją wrażliwość, tłumiłam swoją naturalną łagodność. Wydawało mi się, że to jedyna droga, by być akceptowaną, by odnaleźć swoje miejsce w świecie.
Ale coś we mnie zaczęło się budzić. Najpierw powoli, cicho, jak szept, którego nie chciałam słuchać. A potem coraz głośniej, aż nie mogłam już tego ignorować.
Przebudzenie
Przez długi czas nie wiedziałam, dlaczego czuję się tak zmęczona, choć robiłam wszystko „tak, jak trzeba”. Stawiałam czoła wyzwaniom, mierzyłam się z przeciwnościami, podejmowałam decyzje w sposób racjonalny, zgodnie z tym, co dyktował świat. Ale gdzieś głęboko we mnie było coś, co nie pasowało do tego schematu.
To była moja wrażliwość.
Od dziecka czułam więcej i mocniej. Odbierałam emocje innych jak własne, przeżywałam ich radości i smutki tak, jakby były moimi. Czasem miałam wrażenie, że świat jest dla mnie zbyt intensywny, zbyt głośny, zbyt szybki. Że ja sama powinnam się zmienić, dostosować, utwardzić. Więc próbowałam.
Ale w tym procesie gubiłam siebie.
Dopiero kiedy zaczęłam wsłuchiwać się w siebie, poczułam, że ta wrażliwość nie jest moją słabością. Jest darem. To ona pozwala mi dostrzegać piękno w drobnych rzeczach, czuć głęboko, kochać prawdziwie.
Zrozumiałam, że energia kobieca nie oznacza uległości ani dopasowywania się do wszystkich. Nie chodzi o to, by rezygnować z siebie, ale o to, by żyć w zgodzie ze sobą. Być łagodną, ale jednocześnie stanowczą. Mówić „tak” z pełnym przekonaniem i mówić „nie” bez poczucia winy. Szacunek do siebie i do innych idzie w parze z moją siłą.
Siła spokoju
Spokój, który zawsze miałam w sobie, ale którego się obawiałam, okazał się moją prawdziwą mocą. Kocham czuć ten spokój. Kocham się nim otaczać i pragnę dzielić się nim z innymi.
Miłość, która wypełnia moje serce, nie jest słabością. To największa wartość, jaką mogę ofiarować światu. Nie muszę się jej bać. Nie muszę jej ukrywać. Mogę nią żyć, mogę nią promieniować, mogę się nią dzielić – i właśnie w tym tkwi moja siła.
Nie potrzebuję być twarda i nieustępliwa, by być silna. Mogę być delikatna, łagodna, wrażliwa – ale nie oznacza to, że pozwolę, by przekraczano moje granice. To odkrycie zmienia wszystko. To jest moja droga, moja prawda, moje przebudzenie.
Moja rola jako mamy Karolka
Jestem mamą Karolka, mojego wyjątkowego syna, chłopca z niepełnosprawnością sprzężoną. Bycie jego mamą nauczyło mnie więcej o miłości, cierpliwości i prawdziwej sile niż cokolwiek innego w życiu. Przez lata czułam, że muszę być dla niego twarda, niezłomna, waleczna – bo przecież świat nie ułatwia życia dzieciom takim jak on.
Ale im bardziej próbowałam walczyć, tym bardziej czułam, że to nie jest moja prawdziwa droga. Karolek nauczył mnie, że największa siła tkwi w akceptacji, w czułości, w poddaniu się temu, co jest. Że miłość nie potrzebuje tarczy ani zbroi, by być potężna. Że mogę być dla niego oazą spokoju, a nie wojowniczką na froncie.
To on pokazał mi, jak ważne jest, by ufać swojej intuicji, podążać za sercem i pozwolić sobie na bycie wrażliwą. Nie muszę być twarda, by być jego wsparciem. Wystarczy, że jestem – w pełni, z miłością, z uważnością. I jednocześnie nie oznacza to, że nie stawiam granic – zarówno wobec świata, jak i wobec własnych możliwości. Dbam o siebie, bo wiem, że moje dobro jest równie ważne, jak dobro tych, których kocham.
Życie w emocjach
Zawsze miałam w sobie emocjonalność, która czasami wydawała mi się zbyt przytłaczająca. Świat uczył mnie, by je ukrywać, tłumić, nie pozwalać im na zbyt wiele przestrzeni. Ale ja nie potrafię żyć w oderwaniu od emocji. One są moją częścią. Są moim językiem.
Teraz uczę się je przyjmować. Zamiast się ich bać, pozwalam im płynąć. Każda emocja ma swoje miejsce i sens. Smutek przynosi refleksję, radość daje siłę, miłość buduje mosty.
Nie chcę już udawać, że nie czuję. Chcę czuć w pełni, doświadczać życia takim, jakie jest – intensywne, głębokie, prawdziwe. A jednocześnie pamiętam, że emocje nie oznaczają chaosu – mogą iść w parze z harmonią i świadomością.
Jestem w drodze
Nie mam jeszcze wszystkich odpowiedzi. Nie wiem, dokąd dokładnie mnie ta droga zaprowadzi. Ale wiem, że chcę nią iść. Chcę odkrywać swoją kobiecą energię, ufać swojej intuicji, pielęgnować swoją wrażliwość. Chcę być sobą – w pełni, bez lęku, bez potrzeby udowadniania czegokolwiek komukolwiek.
I choć ta droga jest dopiero na początku, już teraz wiem, że jest właściwa. To jest moja siła, to jest moje prawdziwe JA.
Idę naprzód. Z sercem otwartym, z miłością, ze spokojem. Bo wiem, że jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być – i to nie oznacza, że się poddaję. Oznacza, że świadomie wybieram swoją własną drogę, w zgodzie ze sobą i z szacunkiem dla siebie i innych.