Zaczynałam swój pierwszy turnus terapeutyczno-wytchnieniowy Fundacji Jesteśmy Ważni jako współprowadząca, z całym wachlarzem emocji. Była we mnie radość, ekscytacja, ciekawość, ale też lęk, obawa przed oceną, nutka niepewności i pytanie: „Czy dam radę?”. Rok wcześniej byłam po drugiej stronie – jako uczestniczka tych samych warsztatów. Jechałam tam wtedy samotnie, nie wiedząc, czego się spodziewać, ale wiedząc jedno – potrzebuję zmiany.
Byłam wtedy mamą na granicy sił – Emilki i Karolka, mojego wyjątkowego syna z niepełnosprawnością sprzężoną. Dźwigałam ogromny bagaż emocji, wspomnień trudnego porodu, kolejnych diagnoz, bólu, który trudno było nazwać. Czułam się zagubiona, samotna w tłumie, pełna niewypowiedzianego smutku. Dziś wiem, że to, czego wtedy doświadczałam, było żałobą – po marzeniach o zdrowym dziecku, o życiu, jakie sobie wyobrażałam, o pragnieniach, które nigdy miały się nie spełnić.
Nikt mi nie powiedział, że mogę czuć się z tym wszystkim niewinna. Że to normalne czuć złość, smutek, tęsknotę, bunt. Że inni też tak mają. Że nie muszę wszystkiego „dźwigać z uśmiechem”.
Kiedy pierwszy raz trafiłam do Fundacji, byłam zamknięta. Tak bardzo, że odezwanie się na forum było dla mnie wyzwaniem. Czułam blokadę, wstyd, lęk, a w środku burzę emocji, które mnie paraliżowały. Nie potrafiłam zaakceptować rzeczywistości, w której się znalazłam. Trudno było mi uznać, że mam prawo czuć to, co czuję. A jeszcze trudniej – być z tym sobą autentyczną.
A teraz… po roku… stałam w nowej roli. Jako współprowadząca. Jako ta, na którą patrzą inni.
Czułam ciekawość, ale też napięcie. Obawy, czy podołam. Czy odnajdę słowa. Czy będę potrafiła być dla innych wsparciem. Ale też – czułam dumę. Bo droga, którą przeszłam, była długa. I choć pełna zakrętów, doprowadziła mnie tu – do miejsca, w którym mogę dzielić się sobą z innymi.
Grupa, którą współprowadziłam, okazała się niezwykła. Pełna ciepłych, świadomych, uważnych ludzi. Z otwartymi sercami, pięknymi przemyśleniami, gotowych dzielić się swoim światem bez oceniania. Wspólnie stworzyliśmy przestrzeń, w której można było po prostu być. Czasami w milczeniu. Czasami w śmiechu. Czasami w łzach.
W niektórych uczestnikach widziałam siebie sprzed roku – pełnych napięcia, zamknięcia, z tysiącem myśli i emocji, których nie dało się uporządkować. Jednej z tych osób, patrząc prosto w oczy, powiedziałam na zakończenie warsztatów:
„Zobaczysz… i Twoje życie może się odmienić.”
Bo wiem, że może. Moje się odmieniło.
Te cztery dni minęły jak mgnienie oka. Ale zostaną ze mną na długo.
Z każdego spotkania, rozmowy, gestu – wyniosłam coś dla siebie. Była to radość, wzruszenie, wdzięczność, a także poczucie, że spełniam się w roli, która ma sens.
Nie spodziewałam się, że ten turnus tak mnie poruszy. Że będę wracać z sercem przepełnionym czułością. I z wewnętrzną zgodą na siebie – taką, jaka jestem.
Czuję ogrom emocji. I wiem jedno – chcę więcej takich spotkań.
Bo każde z nich to kolejny krok ku sobie.